Rewolucyjna Metoda Oszczędzania

Oszczędzanie zawsze kojarzyło mi się z ciągłym odmawianiem sobie różnych przyjemności, a okazuję się, że może być naprawdę przyjemne. 🙂

Poznaj metodę, która jednocześnie da Ci większą satysfakcję z życia i włoży do Twojej skarbonki trochę grosza.

Napisz proszę w komentarzu, co myślisz o tym sposobie. Jestem bardzo ciekawy Twojej opinii i spostrzeżeń. A może masz już jakieś doświadczenia z tą metodą planowania wyjazdów?

Znalazłeś w tym wartość?

Podziel się i pomóż innym także znaleźć ten materiał:

Zobacz również:
Komentarze (34):
  1. Dobrawa pisze:

    Wow, genialne! Ja sama nie mam takich doświadczeń, ale często słyszę od tych, którzy wyjeżdżają:
    – na tydzień – że było cudownie, najlepsze wakacje w życiu
    – na dwa tygodnie – że tydzień by wystarczył, bo później już się męczyli, albo że przez pierwszy tydzień dochodzili do siebie po całym roku pracy [można to robić w domu], a odpoczywali dopiero w drugim tygodniu.
    Jestem pod wrażeniem, cóż za proste rozwiązanie.

    • Damian Redmer pisze:

      Bardzo się cieszę, że Ci się spodobało 😀

      • Foltyn pisze:

        Damian, już napisałem o tym w komentarzu do Bartka, ale zapytam jeszcze Ciebie – jak przekonać najbliższych to takiego sposobu myślenia? Mi bardzo podobają się Twoje prezentacje i widzę w nich cholerny materiał do wdrażania w życiu, ale co mam zrobić jeśli cała rodzina kręci barany – jak tylko zaczynam o tym rozmawiać?

      • Damian Redmer pisze:

        Temat przekonywania innych do tego typu treści zawsze był ciężki i te dyskusje zawsze rodził opór innych. Najlepsza metoda żeby uświadamiać innych jaką do tej pory udało mi się znaleźć, to – czyń dobro dookoła i ze wszystkich sił sam się rozwijaj, nabywaj nowe umiejętności, stawaj się lepszym, szczęśliwszym człowiekiem. To w myśl słów „Żeby zmienić świat, musisz zmienić siebie”.
        W ten sposób ludzie dookoła Ciebie zaczną zauważać Twoją zmianę, radość, sukcesy i SAMI zaczną Cię o nie wypytywać. Osobiście nie staram się już nigdy nikomu ze znajomych mówić niczego z rozwoju, póki sam mnie nie zapyta jak np. krócej spać, jak szybciej się uczyć, jak radzić sobie ze stresem, lub gdy zwierzy mi się z problemów.
        Niestety treści z rozwoju osobistego, to raczej nie rzeczy, które możemy komuś po prostu wyłożyć. Ten ktoś musi najpierw poczuć chęć ich poznania i wypróbowania. A chyba najłatwiej to robić po prostu pokazując efekty sobą samym.
        Pewnie są lepsze metody podejmowania tego typu rozmów z innymi, ale póki co to najlepsze co udało mi się znaleźć i to stosuję.

      • Przeglądałem sobie bloga i myślałem, że już chyba wszystkie prezentacje widziałem, ale tej jeszcze nie 🙂
        Rewelacyjna koncepcja przez to że tak banalna (ale nieoczywista).
        Wszystko się zgadza: zdecydowanie bardziej pamiętam skok ze spadochronem trwający kilkadziesiąt sekund niż wszystkie wakacje trwające łącznie o wieeele dłużej. Nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze skoczę, bo byłem cholernie wystraszony.
        Tak czy inaczej, trzeba będzie przemyśleć kolejne wakacje pod kątem przeżywanych emocji, a nie długości 🙂

    • Foltyn pisze:

      Genialne w swojej prostocie, a jednak odkrywcze :)))
      Mi osobiście, Twój przekaz mniej uświadomił istnienie tej prawidłowości psychologicznej, a bardziej ugruntował i w bardzo wyraźny sposób wrył w przekonania coś z czego sobie wcześniej zdawałem sprawę – KORZYSTANIE Z ŻYCIA Z UMIAREM – potęguje doznania i sprawia, że jesteśmy bardziej szczęśliwi.
      Przykład wakacji jest bardzo dobry, ale zaproponowaną przez Ciebie strategię można zastosować w każdym aspekcie życia…
      Człowiek wpada w rutynę, wie, że gdyby zrobił inaczej byłoby znacznie lepiej, a i tak nie unika schematyzmu – i jeszcze jest zdziwiony, że nic go nie ekscytuje i że wszystko takie miałkie, takie same…
      Np. Wyjście na piwo z kolegami – codziennie – nudzi…a np. raz lub dwa razy na miesiąc jest już znacznie bardziej atrakcyjne i wartościowe, a i relaks większy…To samo jest z netem, grą w piłkę, pracą czy z rozmową z bliskimi. Dozowanie i świadome ograniczanie przyjemności daje więcej…radości i frajdy…
      PS.
      Fantastycznie, że są tacy ludzie, którzy dzielą się swoimi poglądami – właśnie sprawiłeś mi wielką radość – może to dlatego, że nie siedzę w necie codziennie…
      Trzymam kciuki za dalszy rozwój 🙂

  2. Katia pisze:

    Słyszałam o tym mechanizmie na innym przykładzie. Otóż możesz powiedzmy pić codziennie kawę w ulubionej kawiarni i przez pierwsze kilka dni lub tygodni to będzie duża frajda. Ale po dłuższym czasie przyzwyczaisz się i stanie się to dla ciebie codziennością. Dlatego lepszym rozwiązaniem jest wyjście do tej kawiarni co jakiś czas (najlepiej w dobrym towarzystwie), a nie dość, że frajda pozostanie, to jeszcze portfel będzie wdzięczny 🙂 Także oszczędzać można praktycznie na wszystkim (choć nie na wszystkim należy) bez odczuwania, że musimy sobie odmawiać.
    Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że o tym też mówił właśnie Artur Król 🙂

  3. Hej,
    ciekawy pomysł, nie powiem – chociaż czasami w tym, co mówiłeś brakowało mi konsekwencji. Mówiłeś o zmianie czasowej i o tym, że nasz organizm się przez jakiś czas przyzwyczaja do nowej strefy, podczas gdy proponujesz tydzień wypoczynku zamiast dwóch, gdzie jet-lag trwałby ok. połowę pobytu zamiast 1/4.
    Poza tym, moim zdaniem nudzi się ten, kto dzień w dzień siedzi w hotelu, a w niektórych krajach jest tyle rzeczy do zwiedzenia i możliwości wykupienia wycieczek fakultatywnych, że niekiedy 7 dni to stanowczo za mało (już nie mówiąc o tym, że zawsze można samemu zabawić się w odkrywcę).
    A tak już na marginesie – jeśli ktoś potrzebuje emocji, by być szczęśliwym, to coś jest tutaj nie tak 🙂
    Swoją drogą, wspomniałeś o bardzo fajnym pomyśle – w końcu wakacje nie muszą oznaczać wyjazdu. Posiedzieć w domu, w całości odstawić sprawy biznesowe itp. na bok i zrobić w swoim mieście to, czego do tej pory się jeszcze nie zrobiło to genialna sprawa. Sam ostatnio skosztowałem mojego miasta oczami turysty i muszę powiedzieć, że wyjście ze swojej codziennej perspektywy daje niesamowitą frajdę.
    Pozdrawiam,
    Bartosz Jezierski

    • Foltyn pisze:

      Bartek, przy całym szacunku, jak człowiek chce obalić jakąś teorię i wypunktować jej słabe punkty – to zawsze znajdzie argumenty…Kwestia podejścia do tematu – Jeżeli założysz, że coś nie zadziała lub przyjmiesz, że zadziała – to niezależnie od tego, którą opcję wybierzesz będziesz w stanie udowodnić, że masz rację – każdemu. Fajnie, że wybrałeś coś z tego dla siebie i widać, że potrafisz pokierować sobą tak by znaleźć szczęście, a to że wyłapujesz niekonsekwencje – świadczy o tym, że bardzo uważnie wyłapujesz przekaz, a poza tym myślisz – za to szacunek, chociaż się niezupełnie z Tobą zgadzam, bo ja odebrałem to zupełnie inaczej. Każdy jest inny i to też jest bardzo dobre w naszym życiu. Mnie męczy coś innego – ja to rozumiem i wiem jak to działa i chcę tak robić, bo wiem, że to dla mnie i mojego otoczenia będzie dobre, ale moi bliscy wolą robić po staremu, tak jak zawsze i tak jak zawsze narzekać, na nudę, rutynę itp. Nie chcę nikogo zmuszać do swoich teorii, a przekonać kogoś zamkniętego na inny sposób myślenia nie jest tak łatwo. Jeśli macie jakieś pomysły – chętnie wysłucham. Może Damian zrobi z tego tematu jakąś fajną prezentację? Pozdrawiam Foltyn

  4. Damian Redmer pisze:

    Cześć!
    Przede wszystkim dzięki, że napisałeś swoje spostrzeżenia.
    W prezentacji rozgraniczyłem wypoczynek od tworzenia wspomnień. Do tego drugiego jet-lag nie przeszkadza już tak bardzo. Swoją drogą jest kilka trików, żeby zmniejszyć jego działanie np. poprzez odpowiednie zarządzanie czasem jedzenia można wpływać na swój rytm cirkadialny i dużo szybciej przystosować się do nowej strefy czasowej.
    Zgadzam się w zupełności, że w wielu wypadkach 7 dni to stanowczo za mało. Ale właśnie o to chodzi. Badania pokazały, że najbardziej utyka nam w pamięci, to jak dane zdarzenie się kończy – ta końcowa emocja rzutuje na sposób w jaki będziemy wspominać całe wcześniejsze wydarzenie.
    W takim razie chyba nie jest złym pomysłem, żeby wyjeżdżać czując niedosyt danego miejsca i jeszcze cały czas tą ekscytację, że tyle tam do zobaczenia zamiast wrażenia, że było się tam wystarczająco długo. To ostatnie wrażenie kiedy będziesz wyjeżdżał będzie miało duży wpływ na to czy będziesz opowiadał o swoich wakacjach w sposób: „Tam było niesamowicie! Muszę tam jeszcze kiedyś pojechać znowu!” czy „No, było całkiem fajnie.”
    „Jak ktoś potrzebuje emocji żeby być szczęśliwym…” uważałbym bo z tym schodzimy na bardzo rozległy temat szczęścia 😉
    Emocje są naturalną częścią składową całego poczucia szczęścia (to nie moja opinia: tak mówią badacze zajmujący się pozytywną psychologią – nauką o szczęściu). Oczywiście nie jedyną, ale jedną z kilku.
    Równie dobrze można więc było powiedzieć, że skoro kucharz potrzebuje mąki do upieczenia ciasta, to coś jest z nim nie tak ;).
    Owszem, nie z samej mąki piecze się ciasto, ale to jego podstawowa część.
    Mniam! Ale soczysta polemika nam tu powstała 😉
    Fajnie, że podzieliłeś się jeszcze swoimi wrażeniami z „wyjazdu do własnego miasta”. Super!
    Również pozdrawiam

  5. Jan pisze:

    Tym razem się z Tobą nie zgodzę. Kilkakrotnie byłem w Egipcie, zarówno na 1, jak i 2-tygodniowym wyjeździe. Tydzień szybko mijał i aż mnie skręcało, ze już muszę wracać Fakt, ze, gdy ktoś tylko przyjeżdża na plaże i drinki, to tydzień mu się dłuży. Codziennie wieczorami spacerowaliśmy do późna w nocy poznając okolicę. Nie nudziło mi się w ogóle. Pod koniec drugiego tygodnia, nieraz myślałem, że przydało by się jeszcze kilka dni. Daleka wyprawa, to 2 dni stracone na przejazdy, zostaje więc odpowiednio 5 lub 12 dni na odpoczynek. Różnice w cenie są około 10 – 20 %, w domu też trzeba jeść, więc w sumie nie czynimy żadnych oszczędności, tam mamy posiłki opłacone. Gdybyśmy wszystko szczegółowo obliczyli, prawdopodobnie wyszłoby, taniej za 2 tygodnie. Gdy się zaś jest w ciekawym towarzystwie, to można siedzieć i miesiąc i wtedy naprawdę odpocząć. Krótko terminowe wyjazdy są dobre, gdy odległości nie są znaczne. W tym przypadku lepiej krócej, a częściej.

    • Damian Redmer pisze:

      Podczas moich wyjazdów do Grecji i Tunezji ta koncepcja bardzo dobrze się sprawdziła i zauważyłem, że innym też służy, ale jeśli dla Ciebie działa co innego, to nie ma dyskusji – rób, to co dla Ciebie najlepsze.
      Dzięki za komentarz 🙂

  6. Wiesz co pomyślałem kiedy prezentacja się skończyła? „Kurde już koniec? Szkoda…”. Masz tak naturalny i przyjemny głos, a do tego mówisz cały czas z odpowiednimi emocjami, że aż chce się słuchać 🙂
    Przypadł mi do gustu ten pomysł na wakacyjne oszczędzanie. Co prawda ja ostatnio wypoczywałem u nas w kraju na Mazurach, ale jak teraz o tym myślę, to chyba spędziłem tam o 1-2 dni za dużo. Czułem delikatne znudzenie podczas dwóch ostatnich wieczorów. Mogłem się na ten czas przenieść jeszcze gdzieś indziej 🙂
    Dzięki i trzymaj się! 🙂
    Jakub Mikołajczak

    • Damian Redmer pisze:

      😀 (wielki, serdeczny, pełen wdzięczności za Twój komentarz uśmiech)

  7. Dana pisze:

    habitutacja? czy habituacja? 🙂

    • Damian Redmer pisze:

      A niech to… ktoś w końcu zauważył 😉

  8. Dana pisze:

    Do usług 🙂 starałam się słuchać uważnie. Pozdrawiam serdecznie

  9. Nina pisze:

    Cześć!
    Fajne ale dla takich ludzi jak ja – czyli typów „wędrowców”. Też nudzę się po tygodniu – chyba, że wszystko jest inne i egzotyczne (włacznie z ludżmi).
    Hiszpania chyba nie jest najlepszym przykładem – leży w Europie, chociaż osobiście znam ludzi, którzy co roku wyjeżdzają w to samo miejsce i jest im z tym dobrze, np. na Mazury do tej samej „dziury”.Oni to dopiero oszczędzają – prawda?
    PS Fajny wykład, lecz za mało jak dla mnie przykładów (czyt. konkretów).
    Sie trzymaj:)

  10. Nicelife pisze:

    Dawno nie widziałem takich bzdur.

    • Patra pisze:

      Bardzo ciekawa koncepcja, zgadzam się z tym bo doświadczyłam na własnej skórze. W te wakacje byłam na 2 tyg na Ukrainie i dużo zobaczyłam, dużo się przemieszczałam, ani chwili nie siedziałam na miejscu ale nie czuję potrzeby jechania tam po raz drugi. Można powiedzieć przesyciłam się. Byłam też na innym wyjeździe, który trwał 5 dni i podczas niego byłam na Węgrzech, Słowacji i Austrii i wlicza się w to również dojazd z Polski i do Polski. Oczywiście bardzo chciałabym zostać tam dłużej aczkolwiek milsze jest uczucie w stylu: „ale tam było niesamowicie, muszę się tam wybrać jeszcze raz” 🙂 także na prawdę polecam tę metodę bo mając mniej czasu można go lepiej zaplanować a gdy siedzimy gdzie 2 tyg pomysły i entuzjazm mogą się skończyć

  11. Jan pisze:

    Pomysł może ciekawy, ale jak widać nie dla wszystkich.
    Błąd (!?) bierze się stąd, że każdy lubi inaczej wypoczywać. Część nie wyobraża sobie wypoczynku bez leżenia, reszta (może nie cała) nie wyobraża sobie żeby wypoczywać leżąc. Te dwie grupy są nie do pogodzenia.
    Jeśli chodzi zaś o wypoczynek, to w zależności od celu (i miejsca) nawet i 2 tygodnie może być za mało (np. kraje egzotyczne).
    No i problem jest w tym,że jeśli chcesz mało płacić, to z czegoś trzeba zrezygnować, więc naprawdę są dwa problemy a nie jeden: co lubisz i ile to kosztuje.
    Pozdrawiam

  12. Magdalaena pisze:

    Z niektórymi Twoimi twierdzeniami się zgodzę, z innymi nie.
    Na pewno masz rację co do odpoczynku – tj., że najlepiej i najtaniej jest odpoczywać w domu – mam wygodne łóżko, dobrze zaopatrzoną bibliotekę i lodówkę z zimnym piciem (tanim, bo kupowanym w dużych butelkach w Tesco).
    Zawsze staram się wziąć miesiąc urlopu, z czego wyjeżdżam tylko na tydzień albo dwa, a resztę odpoczywam w domu.
    Nie pasuje do mnie natomiast przedstawienie urlopu jako bezczynnego pobytu w jakimś miejscu. Nigdy nie wyjeżdżam tylko po to, żeby leżeć przy basenie i popijać drinki i nie bardzo wiem, dlaczego w hotelu **** miałoby to być fajniejsze 😉
    Jeśli jadę w obce kraje, to po to, żeby oglądać, zwiedzać, napawać się odmienną kulturą, kupować pamiątki. I wtedy każdego dnia mam nowe przeżycia. Czasami bywa też tak, że jeśli już się zapłaci za dojazd (dolot) w jakieś miejsce, to każdy kolejny dzień pobyt nie kosztuje już tak dużo, więc krótkie wakacje się „nie opłacają”.

  13. Marcin pisze:

    Hej,
    Wszystkie jak dotychczas prezentacje były bardzo interesujące – ta również, lecz mam pewne zastrzeżenia.
    Tak jak już wspomniał wyżej kolega, zazwyczaj drugi tydzień jest tańszy, w tygodniowym wyjeździe zazwyczaj 50% ceny to cena transportu. Więc tak na prawdę cena za pobyt na miejscu to tylko 50% tego co płacić. Czyli będąc na miejscu 2 tygodnie płacić 150% 1 tygodnia. Opłacalne? Bardzo.
    Piszesz o odpoczynku w domu to teraz krótkie wyliczenie.
    Jedzenie = dziennie 50 złotych
    Dodatkowe wyjścia = 300 złotych
    Tydzień w domu na odpoczynku oraz pewnej dozie zabawy by się wyluzować = 750 złotych. Czyli również nie jest to pobyt za darmo.
    A więc wyliczając wychodzi Tobie, iż nie oszczędzić 300 złotych tylko wydasz 450 złotych więcej w tym spędzisz tydzień mniej w ciepłym kraju.
    🙂

    • Damian Redmer pisze:

      Na pewno jest w tym logika 🙂
      Pozwól, że na razie wstrzymam się z odpowiedzią i doświadczę tego najpierw na swoim przykładzie w najbliższe wakacje (wtedy za późno się dowiedziałem o tym sposobie) 😉

  14. Małgorzata pisze:

    Usiłujesz dostosować przykłady do teorii opartej na doświadczeniu 24-latka, który jeździ do Egiptu i Tunezji, żeby poleżeć nad basenem. Tylko, że wyjazdy i wspomnienia to temat rzeka. Każdy ma indywidualne potrzeby. Błędne jest założenie, że jak jeden tydzień posiedzisz w domu, a drugi w Hiszpanii, to zaoszczędzisz. Znaczny procent ceny wyjazdu stanowi przelot. Czyli w przeliczeniu na dzień, taniej wyjdzie, jeśli w danym miejscu jesteś dłużej. No ale jak celem Twojego wyjazdu jest nicnierobienie. … to cóż, dłuży Ci się i wspomnień brak. I w końcu te wszystkie baseny i hotele stają się takie same.
    Spakuj się, rusz do Tajlandii, miesiąc to za mało, a wspomnień wystarczy ci na pół życia. Jedź sam, bez biura podróży, załatwiaj wszystko na miejscu, gwarantuję Ci, że wyjdzie taniej niż w Polsce, nadal możesz pracować (jeśli będziesz chcieć, bo z netem nie ma problemu), a koszty na miejscu znacznie niższe niż w Polsce.

  15. Andzia pisze:

    Popieram Małgorzatę! przykład z hotelem i basenem i mnie nie jest bliski – jeśli chcę pobyć w miejscu, gdzie wyjątkowo dobrze się czuję, mieć mnóstwo wrażeń, poznać ludzi i kulturę (to według mnie nadaje sens podróży, wypoczynkowi etc.), to zaszywam się tam na pół roku, przynajmniej. Polecam!

  16. Bober pisze:

    Niestety, ja również nie mogę się z Tobą zgodzić. A to głównie z tego powodu, że nie jestem w stanie w domu wypocząć. Może się mylę, ale mam wrażenie, że mieszkasz w mieszkaniu, sam. Trudno więc, żebyś w swoich rozważaniach ujął takie rzeczy jak gotowanie, pranie, prasowanie, sprzątanie, koszenie trawnika, plewienie, wyprowadzanie psa itd. Każdy, kto mieszka w domu wie, że prace domowe nigdy się nie kończą. Są ludzie, którzy lubią prace w ogródku – ja do nich nie należę. W związku z tym, tygodniowy urlop w domu to żaden urlop – to gonitwa wokół tego, czego nie dało się zrobić wtedy, gdy się pracowało.
    Koncepcja generalnie fajna, pod warunkiem, że nie masz nic w domu do roboty. W przeciwnym razie – no coż…

  17. Jaśmina pisze:

    Nom, jest w tym sporo racji i jest to rewolucyjna koncepcja dla ludzi aktywnych 🙂
    Ale np. ja – człowiek melancho-flegmatyczny 😉 uwielbiający byczenie się, jest w stanie zapłacić te 2950 zł za dwutygodniowe wczasy nad morzem, spędzone na beztroskim byczeniu się na plaży. No i może nie będę miała hiper super wspomnień, ale będą się dla mnie liczyły te chwile, te kilka dni spędzone na leżeniu plackiem na plaży, przy pełnym słońcu i szumu prawdziwego morza 😉 I gwarantuje – mnie się to nie znudzi 😀

  18. Andrzej pisze:

    Damianie a powiedz mi (moja wypowiedz nie odnosi się do strony finansowej tylko do radości z wypoczynku) czy tak samo zadziała wyjazd w przeciągu dwóch tygodni w różne miejsca tzn np 1 tydzień w Hiszpanii a 2 np w Grecji zakładając że nie ma kryzysu 🙂 ??
    Pzdr Andrzej.
    p.s materiał świetny

    • Damian Redmer pisze:

      Wydaje mi się, że tak. W obu miejscach będziesz zbyt krótko aby do nich przywyknąć, czyli z każdego zdążysz zabrać jeszcze tę ekscytację wynikającą z nowości (więc i wspanialsze wspomnienia z tych miejsc).
      P.S. Bardzo się cieszę, że prezentacja Ci się podobała 🙂

  19. Bohdan pisze:

    Tak tak,Damianie… to koncepcja wymyślona dawno temu przez Davidoffa
    ” Lepiej mniej a najlepsze’ – zasada dobrego życia ( Good life”) Ona w rozumieniu Zino tyczyła się Cygar, którą też stosuję – wolę raz w tygodniu cygaro ultra premium , niż codziennie byle co. zresztą stosowanie umiaru z zachowniem wynagań do swoich obiektow wyboru- na poziomie luxusowym( cokolwiek dla kogo to oznacza) – zawsze daje pelną satysfakcję. Lepsze jedno Barolo od Bruno Giacosy – niż 3 z dyskontu -o nieznanej proweniencji….

  20. X pisze:

    Brawo, nie wiedziałem tego ale jakoś podświadomie wykorzystywałem w swoich wypadach – zamieniałem je w objazdówki, a odnośnie Hiszpanii, konkretnie Andaluzjii, wyszło z tego 2100 km w ciągu 7 dni, a znalazło się: Cordoba, Granada, Ronda, Gibraltar, Almeria, a ze wspomnień, które pamięta się oj dłuuugo: makaki, (walka o mój plecak – tak walka…), drzewa oliwkowe po horyzont, szklarnie po horyzont, no i z ciekawostek ponad setka kotów na deptaku w Nerji i zachowanie typowego Andaluzyjczyka w Cordobie – wypisz wymaluj z przewodnika – bardzo radosne, ciekawe i zapadające w pamięć.. 🙂
    pozdrawiam i do napisania
    X

  21. Mateusz pisze:

    Witam,
    Filmik przedstawia bardzo racjonalne podejście do sprawy !
    Nie chodzi bowiem o to aby szczedzając rezygnować całkowicie z np. przyjemnośi tylko raczej aby ograniczyć je. Natomiast to video świetnie pokazuje jak reaguje nasza głowa co jest dużym argumentem i pomocą w podejmowaniu rozsądnych decyzji. Jeśli chcesz uzupełnić wiedzę np. o szczędzaniu polecam:
    zarabiajzpasja.blogspot.com

  22. Wiola pisze:

    Teraz rozumiem, dlaczego moja koleżanka upiera się, ze na tydzień to za krótko, ze ledwie wypocznie już musi wracać 😉 .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *