Jaka 1 myśl zaburza Twój proces podejmowania decyzji?

Jako że właśnie rozpoczął się nowy rok, a wraz z nim potencjalnie niewyobrażalna liczba nowych okazji, możliwości i scenariuszy, którym możemy powiedzieć „tak” lub „nie” – kiedy powiedzieć jedno, a kiedy drugie?

Badania pokazały, że w pewnych sytuacjach pojawia się u nas 1 myśl, która mocno zaburza cały proces podejmowania najlepszej decyzji.

Zobacz co to za myśl i kiedy jej nie słuchać:

PS Wspominana w prezentacji playlista filmików dotyczących podejmowania decyzji jest tutaj.

Znalazłeś w tym wartość?

Podziel się i pomóż innym także znaleźć ten materiał:

Zobacz również:
Komentarze (7):
  1. Stanisław pisze:

    Przepraszam, że piszę „teraz” – na gorąco po obejrzeniu prezentacji. Gratulacje!
    Dzisiaj {(niestety – czwartek, podobno dzień depresji weekendowej (?); tygodniowej (?)} Małżonka „dołowala” mnie: po co ci zajęcia umuzykalniające, skoro nie masz poczucia rytmu i słuchu (?!). Od lipca ubr. jestem na emeryturze – tylko jeden lekarz mi powiedział: gra na instrumencie to jest sposób na pracę z koncentracją (mam problemy z pamięcią)…
    Serdecznie pozdrawiam – wszystkiego dobrego!
    Ps. A ja ciągle nie wiem, za co uwzięła się na mnie sąsiadka – „miłośniczka kotów”… Kiedyś napisał mi Pan, że „ostra kobieta”…

  2. Janusz pisze:

    4:15 – me gusta 🙂
    W ciekawy sposób przeszedłeś od „ludize żałują że nie skorzystali z okazji” do „nie kieruj siętym że ludzie tego żałują” 🙂

  3. Malina pisze:

    Twoja prezentacja celnie trafia we mnie. Zawsze wychodzę z założenia, że jak nie spróbuję to się nie dowiem jaki będzie efekt. Masz rację. To jest błędne myślenie. Można się nieźle wkopać.

  4. Kuba pisze:

    Cześć,
    Mam taki „problem” z BY, otóż na dzień dobry po rejestracji rozbudowałem parę razy tablicę do 4 postanowień maksymalnie. Nie są to takie proste postanowienia i mimo, że już wcześniej je robiłem (dlatego zdecydowałem się od razu rozbudować tablicę) to dosyć rzadko udaje mi się je wszystkie zrealizować (tzn. jedno mam w opanowanych) przez co do tej pory, maksymalnie dwa dni z rzędu miałem „perfekcyjny dzień”, a „perfekcyjny tydzień” wydaje się bardzo trudnym wyzwaniem. Dodatkowo też, gdy już osiągnąłem w niektórych postanowieniach pewien pułap, np. 30 dni udanych – nie przechodziłem do natępnej kategorii, tylko w niektórych przypadkach zdecydowałem się zwiększyć trudność tego postanowienia, (zgodnie z większymi potrzebami i priorytetami) przykładowo – dodając jedną więcej godzinę nauki języka.
    Zmierzam do tego, że przez to dosyć ciężko idzie mi zdobywanie czegokolwiek w BY (np. porównując z kimś kto zaczął od 1 postanowienia typu – „będe codziennie sprawdzał postanowienia”) i zacząłem się zastanawiać jak to zmienić, czy może jakoś zacząć powoli, pousuwać niektóre postanowienia… dodam, że teraz dopiero wziąłem się jakoś porządnie za dział samodycypliny i jestem przy pierwszym biegu.
    Może miałbyś dla mnie jakąś poradę? Czy „ograniczyć” postanowienia (zasadniczo i tak będe starał się wszystko to robić, tylko stopniowo niektóre elementy będe starał się mierzyć w ramach BY), czy może wiedza, którą zdobęde z samodyscypliny rzeczywiście szybko powinna „sprawić”, że sobie poradzę z postanowieniami.
    Dzięki ! 🙂

    • Damian Redmer pisze:

      Przede wszystkim – wiedza MOCNO Ci ułatwi sprawę. I zacznij proszę od dużo prostszych postanowień, takich które bardziej zbudują w Tobie solidne fundamenty pod wszystkie kolejne prace nad sobą. W miarę oglądania prezentacji w Best You dojrzysz wiele pomysłów na takie postanowienia. One są stosunkowo proste do realizacji, możesz na nich zrobić duży postęp w treningu, a jak je przerobisz, to później z niemal tą samą łatwością przyjdą Ci Twoje osobiste.

  5. Aga pisze:

    Cześć,
    Damian. Tu Twoja wierna słuchaczka:)
    To jest pierwsza z Twoich prezentacji, z którą się nie zgadzam. Bardzo często bowiem nie robi sie tego, na co ma się ochotę, a czego możnaby później żałować, że się nie zrobiło, bo „nie wypada”, „jest za wcześnie”, „jestem za młoda”, „jest za późno”, „jestem za stara”, chwila nie jest odpowiednia”, „jest za zimno”, „pada deszcz”, „panuje zbyt podniosła atmosfera”, „sytuacja jest zbyt napięta”, i wiele, wiele innych.
    Często natomiast do głosu dochodzi nasza intuicja (zwłaszcza u kobiet), która wie najlepiej, co dla nas dobre, a co jeszcze lepsze – tak mówią;)
    Wiele poradników (zwłaszcza o rozwoju osobistym) mówi o tym, by słuchać przede wszystkim głosu swojego serca. Ostatnio zaczęłam to robić i pod wpływem „głosu serca” (mam nadzieję…) zerwałam ze swoim (2-letnim) partnerem życiowym. Rzeczywiście nie byłam w 100% szczesliwa, jednak:
    A: zapewne można było zmienić to poprzez zastosowanie się do porad zawartych w książce: „Dlaczego mężczyźni kochają zołzy”, lub podobnej, które szczycą się wieloprocentową skutecznością w ratowaniu związków. Nawet tych, które przeżywają kryzysy
    B. Była to dobra decyzja, która otworzy przede mną możliwość poznania nowej, mocniejszej, intensywniejszej miłości, która zaspokoi moje potrzeby w 100 (lub prawie 100) procentach.
    Nie wiem…
    Ty wiesz?
    Pewnie nie.. Bo i skąd masz wiedzieć, skoro nawet ja nie wiem. A jednak – zrobiłam to. Mimo, że później żałowałam decyzji przez równo rok ( 12 mscy (!) – prawie zwariowałam…). Natomiast…. podczas żałowania tej decyzji… odkryłam swoją pasję i zaczęłam ją realizować, dzięki czemu poznałam mnóstwo nowych ludzi i jestem szczęśliwa. Nie będę porównównywać poziomu szczęścia – Ja + Partner VS Ja + Pasja, bo…wiadomo. Inny poziom i rodzaj szczęścia.
    Ale… Do czego zmierzam?…:)
    Gdybym nie podążyła za myślą: „A co, jeśli będę tego żałować?” (wizja reszty życia z tym partnerem – bez zmian jakościowych związku,czyli jedynie w ok. 60% zadowolenia ze związku) Czy na starość stwierdzę: „ok, Aga, żyłaś zachowawcza – chwała Ci za to. Bądź sobie jedynie w połowie szczęśliwa. Po co być bardziej szczęśliwą?” Czy raczej: „Czemu czegoś nie zmieniłaś, skoro tylko w 60% procentach byłaś zadowolona – dziewczyno, wtf?!”
    Chyba wszystko jest kwestią naszych przekonać: jeśli mamy przekonanie, że nasza intuicja wie najlepiej – to będziemy jej słuchać. Jeśli werzymy, że Damian wie bardzo dużo (bo wie!!) – będziemy go słuchać.
    Ja zawsze go słuchałam… Jednak teraz moja intuicja się zbuntowała 🙂
    Wszystkiego dobrego!
    Aga

    • Damian Redmer pisze:

      Mam nadzieję, że Twoja decyzja będzie Ci służyć 🙂
      A w prezentacji nie wspominałem, żeby nie słuchać intuicji, czy tłumić jej głos. Tylko, żeby nie dopuszczać do głosu innej myśli, która nie pochodzi od intuicji, a jest wyłącznie wytworem błędu poznawczego. Tylko tyle.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *